Po 13 minutach gospodarzy na prowadzenie wysuwa Charlie Daniels, uderzając z ostrego kąta pola karnego. David Silva potrzebuje tylko ośmiu minut, by odpowiedzieć rywalom. Popisuje się piękną asystą do Gabiego Jesusa, który urywa się kryjącym go obrońcom. W drugiej połowie meczu w słupek trafiają Otamendi oraz Josh King z Bournemouth. W siódmej minucie doliczonego czasu gry nadal utrzymuje się remis 1:1. Piłkarze City mieli 70-procentowe posiadanie piłki i oddali osiem celnych strzałów na 19 prob. W absolutnie ostatniej chwili oddają jeszcze jeden, tym razem skuteczny.
Architektem tej akcji jest Silva. Po szybkim zwrocie celnie zagrywa do Sterlinga, a ten wymienia podania z De Bruyne, wypracowując sobie w ten sposób miejsce na prawym skrzydle. Wtedy z tyłu nadbiega Danilo. Brazylijczyk centruje w biegu, ale piłka zagrana przez niego na długi słupek zmierza za plecy Sterlinga. Ten – jakby w stylu Gerda Mullera – wyhamowuje, urywa się kryjącemu go obrońcy w polu karnym, a następnie odchyla się, by uderzyć piłką prawą nogą, a ta mija Andrew Surmana i wpada do bramki. Jest 97. minuta spotkania, akcja została rozegrana w polu karnym pełnym zawodników, a piłka zdawała się podążać po wymuszonej grawitacją paraboli niejako w zwolnionym tempie.
Przeszczęśliwy Sterling rusza w kierunku kibicow gości, a zanim biegną jego koledzy. Wszyscy szaleją, w końcu muszą interweniować porządkowi. Na boisku walczyli o tę wygraną jak lwy, potem cieszyli się razem niczym towarzysze broni, ale w szatni cała ta atmosfera znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wszyscy wgapiają się w telefony, pogrążeni we własnym świecie. Ich lider w to nie dowierza, jest wściekły.
„Chyba nigdy nie widziałem Pepa bardziej wściekłego niż po tamtym meczu z Bournemouth – przyzna potem Kompany. – Wygraliśmy spotkanie po golu w ostatniej minucie, a on się na nas rzucił, bo za mało świętowaliśmy!”
Guardiola nie przebiera w słowach. Mowi im, że jeśli nie potrafią cieszyć się z tej wygranej, ze wszystkiego, czego tu dokonali, to nie zasługują, aby nazywać się zespołem. Piłkarze są zaskoczeni, ale potem okaże się, że właśnie to wydarzenie będzie dla nich punktem zwrotnym. Za chwilę rozjadą się na zgrupowania reprezentacji, ale zaraz po tej przerwie rozgromią Liverpool 5:0.
„Uważam, że był to dla nas absolutnie najważniejszy moment – mowi Pep. – W następnym meczu pokonaliśmy Liverpool i już wtedy widziałem, że dla zespołu znaczyło to znacznie więcej. Rok wcześniej męczyliśmy się z najlepszymi drużynami, ale tamtego dnia zmieniliśmy nasze nastawienie i wtedy zmieniło się też wszystko inne”. Spotkanie z Bournemouth miało okazać się początkiem nieprzerwanej passy 18 zwycięstw.
Skomentuj ten wpis Skasuj cytowanie