Piłkarskie życie Sebastiana Mili to prawdziwa huśtawka nastrojów. Był bohaterem kibiców, gdy pięknym strzałem z rzutu wolnego eliminował Manchester City z europejskich pucharów i strzelał gola Niemcom w zwycięskim spotkaniu na Stadionie Narodowym za kadencji Adama Nawałki, ale nie zawsze wyglądało to tak różowo.
W trakcie lektury Sebastian Mila przeprowadzi Cię przez wspaniałe, ale też bardzo trudne momenty swojej kariery, opowie o atmosferze szatni przed najważniejszymi spotkaniami oraz zdradzi kulisy polskiego futbolu i klubów, w których grał. Dzięki tej książce jeszcze lepiej poznasz słodko-gorzki świat piłki nożnej.
Dziś zachęcam do zapoznania się z darmowym fragmentem książki sportowej "Sebastian Mila. Autobiografia", w którym przeczytasz o narodzinach córki:
"Narodziny Michaliny pamiętam jak dziś: pojechaliśmy do szpitala, mieliśmy ustalony termin. Wszystko działo się dwa dni przed meczem Śląska. Ula była spakowana, w radiu leciała piosenka Chylińskiej:
Nie może nam się nic już stać… nie jesteś sam.
Dziś nie boję się wziąć tego, co jest dobre.
Dziś nie boję się, bo kochasz mnie ty.
Ta piosenka zawsze kojarzy nam się z narodzinami Miśki. Mamy też typowo swoją: Power of Love grupy Frankie Goes To Hollywood.
Wtedy, w szpitalu, czekałem bardzo zdenerwowany. Panowała akurat jakaś epidemia i nie można było poruszać się swobodnie po budynku, co tylko podsycało nerwy. Ale potem rzeczywiście nastąpił ten moment, o którym opowiadają wszyscy ojcowie: nierealna chwila ni to ulgi, ni to euforii, gdy podają ci dziecko na ręce. Trzymałem Michalinę w rękach i myślałem: „To jest niewiarygodne. Moja córka”.
Poprosiłem pielęgniarkę, żeby zrobiła nam zdjęcie. Ktoś z was pewnie pomyśli, że postradałem zmysły, że fotografia w takim momencie to najmniej istotna rzecz na świecie. A ja może postradałem, ale inaczej, niż może się zdawać. W dobie internetu człowiek czyta różne rzeczy. Jak coś cię zaczyna boleć, zaraz sprawdzasz w Google’u i czasem wychodzi, że jesteś trzy ćwierci od śmierci. Ja przed porodem Michasi też dużo czytałem i natknąłem się na relacje rodziców, według których w szpitalu potrafiono pomylić dziecko. Dlatego chciałem zrobić to zdjęcie. Tu, teraz, od razu, żeby jej nie pomylono, nie zamieniono. Nie wiem, jakie są realne szanse na taką pomyłkę, pewnie mniejsze niż wygrana w totka, ale w tamtej chwili to była dla mnie najważniejsza rzecz na świecie. To moje szaleństwo dowodzi, jakie emocje przeżywałem w tamtej chwili. Już myślałem jak ojciec: żeby Michalinie nic się nie stało, żeby została z nami, żeby wszystko było w porządku.
Na początku odczuwasz strach. Ula wyszła ze szpitala, byliśmy sami, tylko my i mała, musieliśmy sobie jakoś radzić. Wszystko było dla nas nowe, a pomocy znikąd. Rodzinę mieliśmy minimum czterysta kilometrów od nas, a do moich rodziców jeszcze dalej; mieszkaliśmy we Wrocławiu dopiero rok, czuliśmy się zdani tylko na siebie. Niemniej najważniejsze: obowiązki, owszem, są, ale dziecko dodaje człowiekowi skrzydeł.
Jak zmieniło się po narodzinach Michaliny moje życie? Totalnie. Nic nie było już takie samo. Wszystko zostało przewartościowane. Jakieś wesołe młodzieńcze akcje, czy to na podwórku, czy to w szatni, które jeszcze przed chwilą były dla ciebie ważne… a teraz? Mają już tylko wartość czysto anegdotyczną.
Plany na przyszłość? Przez pryzmat Misi i Uli.
Plany na teraz? Tylko one.
Gdybyście spytali mnie o najpiękniejszą chwilę z Michaliną, nie potrafiłbym wybrać: każda jest taka. Jest sensem mojego życia. Jeśli odnoszę jakiś sukces, to przede wszystkim dla niej i dla Uli.
Cudowne jest widzieć u córki własne cechy. Często przekomarzam się z Ulą.
– Zobacz, ona to z charakteru cała ja – mówi.
– I dobrze. Niech ma więcej twojego mózgu. Ale teraz idź i powiedz, do kogo jest podobna z wyglądu.
We dwie zmieniły moje życie. To, jak spędzam czas. To, kim jestem. Kawalerska wolność jest fajna, ale na chwilę. Smakuje, jak gdybyś zjadł coś wykwintnego, drogiego, i fajnie, że było dobre, ale co z tego masz na sam koniec? Rodzina to drugi biegun, budowanie czegoś trwałego, co zostanie na zawsze, choć oczywiście nigdy nie wolno zapominać, że ta budowa trwa każdego dnia."
Kliknij i zamów Książkę sportową "Sebastian Mila. Autobiografia".
Fot. z prywatnego archiwum autora
Tekst przygotował: Szymon z labotiga.pl
Skomentuj ten wpis Skasuj cytowanie