Brak produktów

Wartość produktów: 0,00 zł
Realizuj zamówienie

Produkt dodany do koszyka!

Ilość:
Razem:

Produktów w koszyku: 0. Jest 1 produkt w Twoim koszyku.

Wartość koszyka:

Dwieście tysięcy dolarów w torbie - Mila o negocjacjach ze Spartakiem Moskwa

Dwieście tysięcy dolarów w torbie - Mila o negocjacjach ze Spartakiem Moskwa

Piłkarskie życie Sebastiana Mili to prawdziwa huśtawka nastrojów. Był bohaterem kibiców, gdy pięknym strzałem z rzutu wolnego eliminował Manchester City z europejskich pucharów i strzelał gola Niemcom w zwycięskim spotkaniu na Stadionie Narodowym za kadencji Adama Nawałki, ale nie zawsze wyglądało to tak różowo. 

W trakcie lektury Sebastian Mila przeprowadzi Cię przez wspaniałe, ale też bardzo trudne momenty swojej kariery, opowie o atmosferze szatni przed najważniejszymi spotkaniami oraz zdradzi kulisy polskiego futbolu i klubów, w których grał. Dzięki tej książce jeszcze lepiej poznasz słodko-gorzki świat piłki nożnej.

 

Dziś zachęcam do zapoznania się z darmowym fragmentem książki sportowej "Sebastian Mila. Autobiografia", w którym przeczytasz o negocjacjach ze Spartakiem Moskwa:

 

"Przebywaliśmy na obozie w Turcji, przyjechał pan Grzegorz Bednarz, który pilotował wiele transferów do Rosji. W zajmowanym przez Groclin pięciogwiazdkowym hotelu pojawiło się z nim dwóch przedstawicieli Spartaka. Rosyjska drużyna pilnie potrzebowała rozgrywającego – miałem być następcą Jegora Titowa, którego akurat zdyskwalifikowano za doping. Doskonałą reklamę w Spartaku zrobił polskim piłkarzom Wojtek Kowalewski, który bronił w moskiewskiej drużynie od niedawna, ale już był mocnym punktem zespołu. Wojtek dzwonił zresztą do mnie i przekonywał, że w Spartaku budują coś dużego, że będziemy grać regularnie w Lidze Mistrzów i żebym nie bał się Moskwy, bo mi pomoże.

Usiedliśmy w salce, którą przydzielił nam hotel, a potem usłyszałem, że oferują mi sześćset tysięcy dolarów rocznie, do tego trzysta tysięcy dolarów za podpis pod umową. Z prezesem Drzymałą Rosjanie dawno się już dogadali, chyba zgodzili się na jego warunki nawet z nawiązką. Nikt nie potrafił przebić Rosjan. Pozostawało im tylko przekonać mnie.

Ale nie wiedziałem, co robić. Przeprosiłem, wsiadłem w windę na piętro i pojechałem do Wieszcza, żeby się go poradzić.


– Wieszczu, Spartak daje mi sześćset tysięcy i trzysta za podpis.
– A chcesz tam iść?
– No nie.
– No to krzyknij im zaporową cenę.

Zjeżdżam na dół. Siadam i mówię, że dają za mało.

– No to ile chcesz, malczik?
– Osiemset tysięcy rocznie i pięćset za podpis.
– OK, nie ma sprawy.

Zgodzili się bez mrugnięcia okiem.

A potem jak w hollywoodzkim filmie otworzyli przede mną torbę wypchaną pieniędzmi. Było w niej dwieście tysięcy dolarów do wzięcia od zaraz, tu, pod stołem. Nie wiedziałem nawet, jak miałbym bezpiecznie przewieźć taką sumę przez granicę, a oni spokojnie doradzali:

– Rozdasz kolegom, pochowają po torbach, będzie dobrze.

Zamurowało mnie. Nie tak miało to wyglądać. Znowu przeprosiłem i pojechałem do Wieszcza.

Powinni się w tym momencie obrazić. Wyjść i trzasnąć drzwiami. Oto poważni ludzie, wysłannicy wielkiego klubu, którzy ozłacają zawodnika z polskiej ligi, tymczasem ten wciąż kręci nosem jak rozkapryszona gwiazdeczka. Niemniej naprawdę bardzo mnie chcieli.

– Wieszczu, zgodzili się na warunki.
– No to bierz to. Zarobisz znakomite pieniądze.

Ale Wieszczu jednak widzi, że cały czas nie jestem zdecydowany. Rosjanie właśnie ustawiają mnie do końca życia, a ja spuszczam nos na kwintę, oczy mam smutne, wzrok rozbiegany.

Wiecie, zainteresowanie mną było duże. Co drugi dzień dzwonił menedżer i wymieniał nazwę nieprzypadkowego zachodniego klubu, który podobno chciał mnie u siebie. To tam chciałem iść – na Zachód. Występować przeciwko najlepszym piłkarzom na wielkich stadionach. Przeżywać to, co na Manchesterze City, tylko tydzień w tydzień. Chciałem należeć do świata piłkarzy, których plakaty wieszałem sobie nad łóżkiem. Liczyło się dla mnie nawet to, żeby to była liga… pokazywana w polskiej telewizji, dzięki czemu mogłaby mnie oglądać rodzina.

Rosja, wielkie pieniądze – OK, ale przecież na Zachodzie też nie dawaliby mi na frytki. Dostałbym mniej, może nawet wyraźnie mniej, ale i tak bardzo dużo, a przy tym spełniłbym swoje marzenia. A o Rosji nigdy nie marzyłem.

– No dobra, pierdyknij im, że chcesz milion pensji i milion za podpis – doradził Wieszczu.
Zjeżdżam na dół, przedstawiam swoje wymagania. Oni kręcą głowami. Wstają od stolika, naradzają się. W końcu wracają i mówią:
– Możemy dać milion kontraktu, ale za podpis tylko osiemset.

Warunki kosmiczne, ale ja… myślałem tylko o tym, że fortel się udał. Odmawiam z pokerową miną, podaję dłoń, a w duchu jestem uradowany, że się nie zgodzili.

Żyłem sobie za trzy tysiące złotych, a tu kwoty rzędu miliona dolarów. Ekstremalne doświadczenie, ale tylko na pozór. W praktyce bowiem nie potrafiłem sobie wyobrazić tych pieniędzy. Były tak wielkie, że aż nierealne. Głupio to zabrzmi, ale zupełnie szczerze te kwoty nie robiły na mnie żadnego wrażenia, bo ich nie rozumiałem, były dla mnie czysto abstrakcyjne. Później zrobiły się mniej abstrakcyjne, gdy grałem za pół darmo w ŁKS-ie. Ale takie jest życie piłkarza."

 

Kliknij i zamów Książkę sportową "Sebastian Mila. Autobiografia".

 

  
 


Fot. z prywatnego archiwum autora



Tekst przygotował: Szymon z labotiga.pl

Skomentuj ten wpis

* Imię
* Email (nie publikowany)
* Komentarz
Przepisz kod