W książce sportowej "Licencja na trenowanie" Andrea Anastasi zdradza, co działo się w trakcie fazy grupowej mistrzostw Europy w 2011 roku, w starciu ze Słowacją.
"Jestem jedynym siatkarskim trenerem, który zdobył medale mistrzostw Europy z trzema różnymi reprezentacjami narodowymi – złote z Włochami i Hiszpanami, a poniżej przeczytacie o kulisach brązu wywalczonego z biało-czerwonymi, w Wiedniu w 2011 roku. W tej książce chcę wam jednak pokazać nie tylko sukcesy i zdobyte trofea. Chcę, byście zobaczyli różne odcienie siatkówki. Dlatego zdecydowałem się po raz pierwszy publicznie zdradzić, co działo się w trakcie fazy grupowej mistrzostw Europy w 2011 roku, w starciu ze Słowacją. To z pewnością nie jest mecz, z powodu którego czuję się dumny… Ale prawdą jest, że takie rzeczy dzieją się w naszym sporcie co jakiś czas, lecz się o nich nie rozmawia, nie mówi wprost, bo trochę nie przystoi. Staramy się być mili, zachowywać się poprawnie politycznie. Zawodowy sportowiec to jednak człowiek, który całą karierę wiecznie rywalizuje – o miejsce w drużynie, o tytuły, kontrakty, o sukcesy. I czasem musi wybrać drogę, która innym może wydać się pójściem na skróty. Uznałem, że ta książka to dobre miejsce, by opowiedzieć o kulisach tamtego spotkania.
W mistrzostwach rozgrywanych w Czechach i w Austrii mieliśmy w grupie Niemców, Słowaków i Bułgarów. Turniejowa drabinka tak się układała, że każdy z nas mógł trafić na Rosjan już w ćwierćfinale. Przypomnę, że to była ta wielka rosyjska drużyna, która zaczynała grać najlepszą siatkówkę pod wodzą Władimira Alekny i kilka miesięcy wcześniej, we wspaniałym stylu, wygrała w Gdańsku Ligę Światową. W mojej ocenie był to główny faworyt do złota w Wiedniu. Właściwie byli na nie skazani. My tymczasem byliśmy zespołem odmłodzonym, po dużych zmianach, bez największych gwiazd polskiej siatkówki – Mariusza Wlazłego, Pawła Zagumnego, Michała Winiarskiego i innych. W dodatku osłabieni brakiem kontuzjowanego Zbyszka Bartmana, naszego podstawowego atakującego. Jechaliśmy na te mistrzostwa z nadzieją na sukces, lecz z pewnością nie w roli faworyta.
Turniej zaczęliśmy dobrze, wygrywając z Niemcami. To zawsze groźny rywal i drużyna ze światowej czołówki. Później przegraliśmy z Bułgarią i w trzecim starciu czekali na nas Słowacy. Mieliśmy potencjał sportowy, by ich pokonać, nie obawiałem się ich. Bardziej bałem się czegoś, co mogło nas spotkać, gdybyśmy Słowaków faktycznie pokonali. Wtedy w ćwierćfinale Euro czekaliby na nas Rosjanie. A ja wiedziałem, że na tym etapie najpewniej oznacza to dla nas koniec mistrzostw.
Pozostało nam jednak jeszcze inne rozwiązanie: świadomy wybór rywala. System rozgrywania tamtego turnieju nie był doskonały, delikatnie rzecz ujmując… Działacze federacji światowej (FIVB) czy europejskiej (CEV) przygotowują tak dziwne systemy, według których rozgrywane są mistrzostwa, że niemal zawsze otwierają dla kogoś furtkę, kuchenne drzwi, a jeszcze innym wprost budują autostradę po medal. To jest jedna z największych bolączek współczesnej siatkówki – system rozgrywania turniejów, który daje ci możliwości kombinowania, wybierania, decydowania, zamiast zmuszać cię po prostu do grania w siatkówkę i wygrywania. Przecież o to właśnie powinno w tym wszystkim chodzić! Ten fatalny system zabija siatkówkę i psuje ją u podstaw. A nam zostawia wybór…"
Fragment pochodzi z książki sportowej "Andrea Anastasi. Licencja na trenowanie" dostępnej w naszej księgarni labotiga.pl. A jako czytelnik tego bloga, możesz kupić książkę z dodatkowym rabatem 5%. Wpisz w koszyku: ANASTASI i ciesz się sportową lekturą w wyjątkowej cenie dla prawdziwego konesera ;)
Tekst przygotował: Szymon z labotiga.pl
Skomentuj ten wpis Skasuj cytowanie