Brak produktów

Wartość produktów: 0,00 zł
Realizuj zamówienie

Produkt dodany do koszyka!

Ilość:
Razem:

Produktów w koszyku: 0. Jest 1 produkt w Twoim koszyku.

Wartość koszyka:

Marat Safin - Fenomenalny talent z problematycznym charakterem

Marat Safin - Fenomenalny talent z problematycznym charakterem

Marat Safin był na korcie nieustępliwy. Jako pierwszy tenisista z grupy wiekowej Rogera Federera został zdobywcą turnieju wielkoszlemowego, kiedy w finale US Open 2000 rozprawił się w trzech setach z Amerykaninem Petem Samprasem. Rosjanin miał na swoim koncie także zwycięstwa nad Andre Agassim i Gustavo Kuertenem na Roland Garrosie w 1998 roku. Ten etniczny Tatar był niesamowicie wysportowany i dysponował wspaniałym dwuręcznym bekhendem z podskoku, dzięki któremu wygrał wiele ekscytujących wymian z rywalami, m.in. z Rogerem Federerem.

Safin ograł Szwajcara w półfinale turnieju Australian Open 2005, w dniu swoich 25. urodzin, o czym wspomniał Christopher Clarey w książce "Maestro. Piękna gra Rogera Federera":

„Marat był na korcie niezmordowany i rywal nie potrafił nadążyć za jego uderzeniami i kontrami. Kilka tygodni później rosyjski Tatar był już numerem jeden, choć osiągnięcie to nie zostało należycie docenione, ponieważ w 2000 roku ATP zaczęło eksperymentować z nowym podejściem do rankingu. Kładło ono większy nacisk na całosezonowy wyścig o punkty (ranking The Race), a nie na ciągły, 52-tygodniowy system klasyfikowania graczy, funkcjonujący od 1973 roku.

Ten eksperyment marketingowy nie potrwał zbyt długo, a Safin i tak już wkrótce znalazł się na liście prawdziwych jedynek, tam gdzie jego miejsce. Na wielu płaszczyznach to właśnie on może stanowić najbardziej pouczające porównanie do Federera, mimo że w końcu to Nadal i Đoković wypełnią całą przestrzeń w tym względzie. Choć Rosjanin grał dwuręcznym bekhendem, to łączyło go ze Szwajcarem wiele wspólnych cech: atletyczność światowej klasy, fenomenalny talent, jeśli chodzi o uderzenia, skuteczne woleje, swobodna i elastyczna moc oraz mistrzowskie nadawanie piłce rotacji.

Federer grał płynniej i był z pewnością o krok szybszy, ale osiem centymetrów wyższy, bo mierzący 1,93 metra, Safin i tak biegał jak gazela. Był też szorstko przystojny, bez wątpienia nie brakowało mu pyszałkowatej charyzmy i seksapilu. Chodził niczym drwal, zachwycony, że zaraz wejdzie do lasu. I choć »przy robocie« często bywał niezadowolony, to gdy krążył po korcie ze złotymi łańcuchami huśtającymi się u szyi, kręcąc ramionami i szykując się do walnięcia asa serwisowego albo rozwalenia wyposażenia kortu (no bo kto mógł przewidzieć, jak akurat się zachowa?), nie dało się oderwać od niego wzroku. Federer był facetem, którego chciałbyś widzieć na randce z własną córką. Ale gdyby mogła wybierać sama, to raczej poszłaby z Safinem…

Poza kortem Rosjanin na pewno miał więcej charyzmy, a to dzięki naturalnemu, spontanicznemu poczuciu humoru i braku umiejętności owijania w bawełnę. On też władał trzema językami: rosyjskim, hiszpańskim i barwnym, choć dalece niedoskonałym angielskim. Na korcie, dzięki ekspresywności, wybuchowemu temperamentowi i upodobaniu do zagrywania zwycięskich piłek (i niewymuszonych błędów) z nieoczekiwanych pozycji, emanował zupełnie inną niż Federer siłą przyciągania.

To ostatnie zdanie oczywiście niegdyś odnosiłoby się też do Szwajcara. Obu graczy łączy wątpliwy zaszczyt bycia ukaranym grzywną za brak zaangażowania w mecz na zawodowym poziomie. Ale o ile Szwajcar nauczył się uciszać i trzymać na smyczy swoje tenisowe demony, o tyle Rosjanin nigdy nie potrafił odnaleźć równowagi na dłużej.
– Za szybko się nudzę. I też za szybko się wściekam – wyznał kiedyś.

Ofiarą jego gniewu padło wiele rakiet. W przeciwieństwie do Federera Safin borykał się w karierze z poważnymi urazami, między innymi dlatego, że pomimo bólu grał dla pieniędzy. Nie sposób się nie zastanawiać, co by było, gdyby jako nastolatek poznał jakiegoś guru przygotowania fizycznego podobnego do Paganiniego czy spędził trochę owocnego czasu z psychologiem sportu pokroju Marcollego albo znalazł życiową partnerkę jak Vavrinec, która rozumiała i dbała o wszystko, co potrzebne, żeby zostać ten mistrzem, i bez mrugnięcia okiem mówiła prawdę w oczy. Marat Safin naprawdę był wyjątkowym talentem i jestem przekonany, że w pierwszej dekadzie wieku to on, Roger Federer i Rafael Nadal mogli trząść kortami.

Ten scenariusz się jednak nie zrealizował. Federer zbliżył się do zmaksymalizowania swoich umiejętności i zoptymalizowania szans, jednak o Safinie nie można tego powiedzieć. Nie czyni go to mniej ciekawym, a jedynie mniej spełnionym sportowo, choć i tak trafił do Tenisowej Galerii Sław, jako pierwszy Rosjanin, wyprzedzając o trzy lata kolegę z drużyny daviscupowej Jewgienija Kafielnikowa.
– Im wyżej wychodziłem, tym bardziej ciążyła mi głowa. Czasami miewałem przebłyski »wow«, to bardzo przyjemne, ale zazwyczaj była ciężka, ciężka, ciężka presja. Czułem ją bez przerwy i się wypaliłem – powiedział mi Marat w 2021 roku.

(…)

Gdy Safin był w formie i potrafił się skupić na zadaniu, stawał się nie do zatrzymania. Natomiast podczas Australian Open 2004 nie był w szczytowej dyspozycji, bo wracał po zerwaniu więzadeł lewego nadgarstka, które zniweczyło mu sezon 2003 i zepchnęło w rankingu na dopiero 86. miejsce. Do Melbourne przyleciał grać jako nierozstawiony, ale za to zdrowy, i wywalczył sobie drogę na szczyt drabinki serią prawdziwych maratonów, w tym pięciosetówkami z Roddickiem w ćwierćfinale i z Agassim w półfinale.
Zupełnie inaczej wyglądał ten turniej w wykonaniu Federera, którego przed finałem nikt nie zmusił do grania piątego seta. Zsumowane zmęczenie Marata dawało powody do niepokoju, ale miał przed finałem dwa dni odpoczynku, a Roger tylko jeden.

– Dobrze widzieć go z powrotem. Wszyscy się cieszymy, ale równocześnie trochę się boimy – żartował Szwajcar.
Federer i Safin przyjaźnili się od dłuższego czasu. Podczas turnieju ATP w Kopenhadze w 2000 roku wyruszyli razem w miasto. Marat miał wtedy 20 lat, a Roger – 18. Rosjanin opowiadał, że nie chcieli ich wpuścić do jednego z nocnych klubów, bo nikt ich nie rozpoznał i nie uwierzył, że są półfinalistami turnieju.
– Śmiesznie dziś to wspominać – opowiada.

W 2001 roku zdobyli nawet razem tytuł deblowy w Gstaad.

– To bardzo wrażliwy gość, powiedziałbym, że bardzo spostrzegawczy i uczuciowy – mówi Safin o Federerze.
Ale teraz mieli się zmierzyć w finale Wielkiego Szlema. Od samego początku grali z linii końcowych w wielkim tempie, żaden nie chciał oddawać terenu, obaj rzucali się z jednego narożnika kortu w drugi, w pogoni za strzałami rywala. Wymieniali się ciosami i breakami serwisowymi, ale to Szwajcar przeważył w tie-breaku pierwszego seta. Gdy wyprzedzał przeciwnika, zdarzały mu się mniej pewne momenty, ale metodycznie pozbawiał finał pierwiastka niepewności, a może nawet uroku. Wymiany, w tym wiele rozstrzyganych przy siatce, naturalnie były miłe dla oka. Spotkanie zdominował forhend Federera i choć w pewnym momencie, na początku trzeciej partii, Safin krzyknął do publiczności: „U mnie wszystko gra!”, to była to jedynie brawura. Roger zamknął mecz wynikiem 7:6(3), 6:4, 6:2 i po chwili wahania padł na kolana, wznosząc obie ręce.

(…)

Rosjanin ewidentnie nosił Federera w głowie, która i bez tego była burzliwym miejscem, więc przed rewanżem w Melbourne Lundgren chciał mieć pewność, że i Safin zagości w myślach Szwajcara. Gdy usiedli podyskutować o meczu, Szwed zapytał go, jakie ma oczekiwania.

– Liczę na to, że ugram kilka gemów – stwierdził Marat.
Lundgren powtórzył pytanie, a gdy otrzymał identyczną odpowiedź, podniósł głos:
– Pozwól, że coś ci powiem. Trenowałem Rogera, więc wiem, że jednym z niewielu chłopaków, do których naprawdę czuje respekt, jesteś właśnie ty!
Po tych słowach Peter wyszedł.
– Nic więcej nie dodałem. Nie gadałem o taktyce ani o niczym innym – opowiadał mi Lundgren. – Marat patrzył na mnie przez kilka sekund, nie odezwał się ani słowem. Wiedziałem, że zrozumiał.
A później rozegrany został jeden z najlepszych meczów tenisowych wszystkich epok w historii tej dyscypliny. Tytaniczna, rozgrywana do późnej nocy batalia, która aż kipiała energią, natchnieniem i wytrzymałością. Obaj, nie tylko Safin, krzyczeli pod ciężarem otaczającego ich napięcia. Marat, jak na swoje standardy, trzymał jednak emocje na wodzy.

(…)

Żeby w pełni to zrozumieć, trzeba było tam być, ale mecz nie rozczarowuje nawet oglądany po latach. Obfitował w szczyty, zdarzyło się też kilka dołków. Pomimo całego zaangażowania Rosjanina to Szwajcar miał piłkę meczową. Serwował przy stanie 6-5 w tie-breaku czwartego seta. Roger próbował zaskoczyć akcją 'serve and volley' z drugiego podania. Safin grzmotnął bekhendowym krosem, Federer rzucił się do bekhendowego woleja, a po chwili musiał parować kolejnego pasingszota, uderzając absolutnie wybitny bekhendowy skrót z pozycji, z którą niewielu by sobie poradziło. Piłka zgasła z przodu kortu, ale Safin ją dopadł i zagrał śmiałego loba nad głową Federera. Szwajcar ruszył w tył i mając odrobinę czasu, zrobił coś nietypowego. Zamiast, jak zwykle, swobodnie odbić trudną piłkę, skomplikował sobie proste uderzenie. Nie obiegł piłki, żeby odegrać ją pewniej, lecz spróbował odbicia spomiędzy nóg. Jego 'hot-dog' wylądował w siatce, a on odchylił głowę w tył i zawył w ogólnym kierunku księżyca.

(…)

Marat, w swoje 25. urodziny, właśnie dostał nowe życie i dobrze je wykorzystał. Wygrał następne dwa punkty i doprowadził do piątego seta. Po ponad trzech godzinach gry był remis, na trybunach nikt nie ruszał się z miejsc. „Po tym jak nie trafił tego uderzenia spomiędzy nóg, coś zaskoczyło mi w głowie, i to coś powiedziało, że to moje okno – wspominał Safin, skręcając papierosa. – Myślałem sobie: »To jest ta szansa. Taaa szaaaaaansa«. Od tamtego momentu wiedziałem, że wygram. Chyba pierwszy raz w życiu uwierzyłem w samego siebie”.

Federer okazywał oznaki zmęczenia. Już wcześniej nabawił się odcisku na lewej stopie. Po czwartym secie poprosił o przerwę medyczną ze względu na jakiś ucisk nerwu palca wskazującego prawej dłoni. Warto było czekać na piątego, bo obaj wojownicy wytężali wszystkie siły, żeby zadać rywalowi nokautujący cios. Roger obronił dwie pierwsze piłki meczowe Marata, gdy ten serwował przy stanie 5:3. Od tego momentu będą grali jeszcze pół godziny...

Przy stanie 4:5 i 30-40 Federer obronił kolejnego meczbola – wolejem po wyczerpującej wymianie. Z kolei przy 6:6 Marat uratował break point, bo Roger chybił z forhendu w biegu. Przy 6:7 Federer obronił czwartą i piątą piłkę meczową; i jeszcze jedną, gdy było 7:8. W innym czasie, w innym stanie mentalnym Safin by tego nie wytrzymał, ale przy siódmej piłce meczowej zaryzykował i postawił na bekhend po linii, zagrany z krawędzi kortu. Zaskoczony Federer rzucił się w bok i przebił, ale rakieta wypadła mu z ręki. Po ponad czterech godzinach ten wyśmienity półfinał w końcu mógł zostać rozstrzygnięty. Safin posłał forhend w otwarty kort, a Federer obserwował z kolan dwukrotnie kozłującą piłkę.

Rosjanin nie zacisnął pięści, nie zerwał koszulki, nie ryknął jak drwal, który właśnie powalił sekwoję. Zamiast tego machnął obiema rękami, jakby chciał powiedzieć „krzyżyk na drogę”, po czym oparł się o siatkę i czekał, aż Szwajcar wstanie i przyjdzie podać mu rękę.

Ostateczny wynik brzmiał 5:7, 6:4, 5:7, 7:6(6), 9:7, ale w pamięci lepiej zapisać sobie inne rzeczy. Na przykład westchnięcia publiczności w środku wielu wymian; na przykład rakietę Federera rzuconą pod koniec czwartego seta, gdy jego niedawno zbudowana fasada zaczęła pękać pod naporem Safina; na przykład bosego Szwajcara, kuśtykającego ze spuszczoną głową korytarzem tuż po porażce. Chociaż grał z lekkim urazem, to i tak trzeba było mnóstwo wysiłku, żeby go pokonać.

Tymczasem na korcie Safin udzielał pomeczowego wywiadu Jimowi Courierowi, dwukrotnemu zwycięzcy Australian Open. Pomimo późnej pory stadion nadal był wyładowany po brzegi i choć formalnie urodziny Marata zdążyły się skończyć, tłum i tak zaśpiewał mu »sto lat!«.

W finale Rosjanin ogra Hewitta i zdobędzie drugi tytuł wielkoszlemowy. Lecz nie będzie to zwiastun przyszłych triumfów, a triumf ostatni.
– Utknąłem w wewnętrznych konfliktach, kompletnie utknąłem, byłem całkowicie zdezorientowany co do życia i kariery – wyzna mi potem Marat. Nie pomogły też kolejne kontuzje. Safin skończył karierę w wieku 29 lat”.

Książka "Maestro. Piękna gra Rogera Federera" jest dostępna w księgarni sportowej labotiga.pl w kategorii poświęconej książkom o tenisie. 

Skomentuj ten wpis

* Imię
* Email (nie publikowany)
* Komentarz
Przepisz kod