Książki sportowe Komentarze: 0
„Ottmar Hitzfeld w 2001 roku dopiero jako drugi po Ernście Happelu trener wygrał Puchar Europy z dwoma różnymi zespołami. Potem do tego grona dołączyli jeszcze tylko José Mourinho i Carlo Ancelotti. Jak pisaliśmy przy okazji triumfu Niemca z BVB w 1997 roku, był on nie tylko wybitnym strategiem i taktykiem, ale także psychologiem.
– Dopiero pracując z nim, osiągnąłem pełną dojrzałość emocjonalną – powiedział po latach Oliver Kahn.
Jeśli chodzi o kwestie taktyczne, to Hitzfeld poszedł drogą del Bosque sprzed roku. Tak jak Hiszpan w trakcie sezonu przestawił drużynę z gry czwórką obrońców na ustawienie z trzema stoperami. Przez całą jesień 2000 roku Bayern stosował pierwszy z tych schematów, atak natomiast składał się raz z jednego zawodnika, raz z dwóch. W tym czasie menedżer szukał optymalnego rozwiązania taktycznego gry ofensywnej, uciekając się do ciekawych eksperymentów: Effenberg i Élber grywali na przykład na skrzydłach, a Sforza na stoperze. Wraz z nadejściem roku 2001 niemiecki szkoleniowiec nieodwołalnie porzucił ustawienia z kwartetem defensorów i przeszedł na całkowicie odmienne rozwiązanie.
Obawa przed jego stosowaniem w poprzednich miesiącach wiązała się oczywiście z wakatem na pozycji libero po odejściu Matthäusa. Hitzfeld uznał jednak, że trzeba skoczyć na głęboką wodę, i rolę ostatniego stopera powierzył Anderssonowi, co okazało się znakomitym pomysłem. Z przodu ciągle jednak eksperymentował: w każdym kolejnym meczu pomoc i atak były inaczej ustawione i składały się z innych zawodników. Bayern w związku z tym nikogo nie nudził, za to mocno zaskakiwał kolejnych rywali.
Trudno było przygotować plan taktyczny na mecz z monachijczykami, nie wiedząc, jak i gdzie zagrają Scholl, Salihamidžić, Effenberg i Élber. Posiadanie w kadrze grupy piłkarzy zarówno świetnie wyszkolonych technicznie, jak i wszechstronnych było wielkim atutem zespołu, tym bardziej że trener potrafił ich wszystkich doskonale wykorzystać, żonglując ich umiejętnościami.
Bayern z sezonu 2000/01 przypomniał fanom futbolu i ekspertom, jak wielka jest siła improwizacji i jakie efekty może przynieść pozostawienie znakomitym zawodnikom wolnej ręki na połowie przeciwnika. Przy tym wszystkim zwycięzca Ligi Mistrzów był też zespołem niezłomnym. Wspominając tamten czas, Lizarazu kładł akcent właśnie na charakter:
– Talentem odstawaliśmy od zwycięskiej ekipy z 2013 roku, ale byliśmy bardzo mocni mentalnie. Mając takich liderów jak Kahn i Effenberg, byliśmy gotowi iść na wojnę w każdym meczu.
– Tworzyliśmy zespół, z którym lepiej nie zadzierać, którego lepiej nie drażnić – tak wspominał w 2010 roku tamten team sam Effe.
Każdy z piłkarzy za zwycięstwo z Valencią otrzymał premię w wysokości 400 tysięcy marek. Wcześniej zawodnicy dostali po pół miliona za awans do finału i po 230 tysięcy za zdobycie mistrzostwa Niemiec. Ale żaden fan im tego nie wypominał. O tym, jak ekstatycznie Monachium zareagowało na triumf Bayernu, niech zaświadczą słowa Beckenbauera:
– To co działo się na ulicach, to prawdziwe szaleństwo. Za moich czasów czegoś podobnego nie było.
Cóż, jak okazało się w Madrycie w 1998 roku i w Monachium w 2001, radość z triumfu jest wprost proporcjonalna do długości oczekiwania na zwycięstwo”.
Fragment pochodzi z książki sportowej "30 lat Ligi Mistrzów". Tom 1", która jest dostępna na www.labotiga.pl
Skomentuj ten wpis Skasuj cytowanie