Każda strona jest przesiąknięta strachem. Te słowa wcale nie mówią o jakimś nowym hicie literatury grozy. To najprostsze zdanie, jakie przychodzi mi na myśl po przeczytaniu autobiografii Thomasa Morgensterna, skoczka narciarskiego z Austrii. Był na szczycie, ale trzy bardzo trudne upadki sprawiły, że jego kariera zawisła na włosku. Książka opowiada głównie o bardzo ciężkim dla niego czasie, gdy dochodził do siebie po potężnym uderzeniu o zeskok obiektu w Bad Mittendorf.
Popularny „Morgi” pokazuje świat zdominowany przez lęk przed czymś, co jeszcze miesiąc wcześniej stanowiło dla niego najważniejszą rzecz w życiu. Teraz jest jego największym przekleństwem. To pierwszy tak odważny krok jakiegokolwiek skoczka narciarskiego. Czytałem praktycznie wszystkie wydane w Polsce książki o tej dyscyplinie. I jestem pewny, że nikt poza Svenem Hannawaldem (niemieckim skoczkiem, który cierpiał na depresję – przyp. red.) tak się nie otworzył przed czytelnikami. Ale jego problemy miały zupełnie inne podłoże.
U Thomasa wszystko związane jest z upadkami. W dość niezwykły sposób, jak na książki sportowców uprawiających tę dyscyplinę, stara się pokazać metody treningowe, które pozwolą mu wrócić do skakania. Świetnie umie też dozować emocje, by w ostatnim momencie dać im upust i wyzwolić w nas refleksje. Myślę, że to nie jest autobiografia pisana tylko po to, by podzielić się z fanami swoim życiem. Austriak potrzebował jej także, żeby oczyścić swój umysł. Widząc, jak funkcjonuje w tym momencie, mogę stwierdzić, że chyba mu się udało.
W książce nie zobaczymy Morgensterna takiego, jakiego znamy ze skoczni. Zawodnik pokazuje się tu bardziej jako człowiek. Niektórych może zdziwić, jak reagował na pewne sytuacje z przeszłości, na przykład słynne pojedynki z rodakiem Gregorem Schlierenzauerem, które – jak się okazuje – wykraczały poza sferę zmagań sportowych. Z tego powodu twierdzę, że to nie jest książka dla każdego. Zwłaszcza nie dla tych o słabych nerwach.
Podczas lektury nie raz uśmiech znika z twarzy, a zastępuje go smutek i niepokój. Ale to naprawdę kawał świetnej książki sportowej, której po „Morgim” bym się nie spodziewał. Jednak on ciągle zaskakuje. Na wizytę w Polsce przyleciał bowiem własnym… helikopterem, który stanowi jego drugą pasję. Ciekaw jestem, co Thomas jeszcze kryje w zanadrzu. Być może opowie o tym podczas kolejnej zaplanowanej wizyty w naszym kraju.
Więcej informacji o książce -> KLIKNIJ TUTAJ
Autor: Jakub Balcerski, RadioGol.pl
Skomentuj ten wpis Skasuj cytowanie