Wyścig dokoła Francji to bez wątpienia najważniejsze wydarzenie kolarskie każdego roku. Szykują się na niego zarówno liderzy wszystkich ekip, którzy chcą zaistnieć na szosach Alp i Pirenejów, jak i szefowie ekip, odpowiedzialni za dobór właściwego składu drużyny. Anonimowy kolarz postanowił podzielić się z kibicami kulisami kolarskiego światka w książce wydanej przez Wydawnictwo SQN.
Emocje od samego początku
Rokrocznie w okolicy października, gdy sezon ma się ku końcowi, wszystkich zawodników i kibiców elektryzuje przedstawienie przez dyrektora wyścigu Christiana Prudhomme’a trasy przyszłorocznej edycji Wielkiej Pętli. Jednym pasuje ona bardziej, innym mniej. Często z wielu stron słychać narzekania. A oto co do powiedzenia na ten temat ma nasz anonimowy bohater:
Gdyby to ode mnie zależało, brukowane etapy dawałbym zaraz po trudnych etapach górskich. Geograficznie to spore wyzwanie, ponieważ brukowane drogi leżą z dala od wszystkich pasm górskich, ale coś bym pewnie wymyślił. Wyścigi są zawsze bardziej niebezpieczne, dopóki jako tako nie ułoży się klasyfikacja generalna. Wielu zawodników podejmuje nerwowe próby przebijania się na czoło, bo nikt nie chce tracić czasu w tak wczesnej fazie wyścigu. Moim zdaniem byłoby fajnie, gdyby etapy górskie przypadały na pierwszy tydzień wielkich tourów, ponieważ one nieco wszystkich uspokajają. Gdy najpierw przez cały tydzień jedziemy płaskie etapy sprinterskie, w peletonie panuje olbrzymie napięcie. Gdyby tak bruk wypadł w połowie wyścigu, ktoś taki jak Richie Porte, kto nie lubi takiej nawierzchni, mógłby jechać bezpieczniej, bo wcześniej wyrobiłby sobie w górach jakąś tam przewagę. Może fanom wydaje się, że to w sumie wszystko jedno, ale na tamtym etapie najtrudniejsze było to, że wszyscy cholernie bali się wywrotki, jeszcze zanim wyścig w ogóle wjechał w góry. Richie upadł i musiał się wycofać z powodu pękniętego obojczyka, co pokrzyżowało mu plany na cały sezon. Gdyby rozbił się w drugim tygodniu, pewnie też byłby wkurzony, ale nie jest to aż tak przygnębiające, jeśli wcześniej na przykład wygrało się ważny etap.
Istotnie, Tour de France znane jest z tego, że w przeciwieństwie do Giro d’Italia, a przede wszystkim Vuelta a España brak w nim wymagających górskich etapów w pierwszej części, które już na początku mogłyby ustawić klasyfikację generalną, co spowodowałoby mniej walki na każdym etapie, a przy tym również mniej kraks, które są zmorą wyścigu w jego pierwszym tygodniu.
Tajemniczy zawodnik niespodziewanie dla siebie wziął udział w edycji w 2018 roku. Jak sam wspomina, było to dla niego pewne zaskoczenie. Na początku roku nie przypuszczał bowiem, że znajdzie się w składzie swej drużyny na lipcową trzytygodniówkę. Według niego oraz wielu kibiców i obserwatorów wyścig ten był całkiem udany.
Fajnie było zobaczyć, jak John Degenkolb znów wygrywa, zwłaszcza po tym, jak w 2016 roku w niego i jego kolegów z zespołu na obozie treningowym wjechał samochód. Wydaje się, że to fajny facet, a na rok przed wypadkiem znakomicie mu szło, wygrał wtedy wyścigi Mediolan–San Remo oraz Paryż–Roubaix. O ile się nie mylę, wcześniej czegoś podobnego dokonał tylko Sean Kelly w latach 80. Wiele osób zastanawiało się, czy Degenkolb wróci do dawnej formy, bo od kiedy ponownie wsiadł na rower, jakby nie był sobą, ale kiedy wygrał etap do Roubaix w Tour de France, uciął wszelkie spekulacje.
Movistar – sukcesy czy nieudolność?
Nie wiem, co szefostwo Movistaru próbowało ugrać z Mikelem Landą, Alejandro Valverde i Nairo Quintaną. Moim zdaniem to zdecydowanie zbyt wielu liderów w jednym teamie. Wszyscy robią wrażenie profesjonalistów w swoim fachu, ale to jednocześnie bardzo utalentowani zawodnicy i każdy z nich chce wygrywać. Nie wiem, jak ktokolwiek miałby pogodzić ich ambicje na wielkim tourze. Jasne, przed wyścigiem można wymóc na nich deklarację, że będą współpracować, ale wszyscy oni mają ego i raczej nie może z tego wyjść nic dobrego. Bez sporego ego nikt nie dotarłby na ten poziom sportowy, więc trudno liczyć, że taki Landa zadowoli się rolą czyjegoś pomocnika.
Tu dochodzimy do jednej z największych zagadek ostatnich lat. Zespół Movistar to bez wątpienia czołówka kolarskich ekip, jeśli chodzi o wyniki czy budżet. Ale przez ostatnie cztery edycje nie był w stanie doprowadzić swego kolarza na podium Wielkiej Pętli. Drużyna ta wyspecjalizowała się za to w wygrywaniu klasyfikacji drużynowej. Ale jest to raczej powód do lekkiego naśmiewania się z nich w środowisku kolarskim niż coś, co pochlebia Movistarowi. Nieumiejętne zarządzanie ludźmi doprowadziło do tego, że nawet Netflix zainteresował się tematem i podczas Tour de France 2019 operatorzy towarzyszyli kolarzom tej ekipy w trakcie wyścigu. Serial nadal jest do obejrzenia na tej platformie.
Geraint Thomas – wyjście z cienia
Wyścig, co nie było wielką niespodzianką, wygrał przedstawiciel zespołu Sky, który zdominował zawodowy peleton w tej dekadzie. Ale już pewnym zaskoczeniem był fakt, że w Touru nie triumfował po raz piąty Chris Froome, lecz jego najważniejszy przez lata pomocnik – Geraint Thomas. Jego zwycięstwo było jednak bezdyskusyjne. Wygrał dwa najtrudniejsze górskie etapy, a potem tylko skutecznie reagował na ataki rywali.
Wielkim zaskoczeniem był dla mnie natomiast wynik Gerainta Thomasa. Nie przypuszczałbym, że jest w stanie wygrać Tour de France. Wcześniej ani razu nie wbił się nawet do pierwszej dziesiątki. Nie wiem, co takiego się w nim zmieniło, trzeba by pytać jego. Zawsze dobrze jeździł, wygrał kilka prestiżowych wyścigów szosowych, no i zdobył te swoje medale olimpijskie, więc ewidentnie musi mieć wyjątkowy talent. Problem w tym, że trzytygodniowy tour to coś zupełnie innego. Być może gdyby wcześniej nie odpadł Nibali, wyścig byłby inny, nie uważam natomiast, żeby ktokolwiek miał prawo umniejszać znaczenie wygranej Thomasa sugestiami, że miał łatwiej, bo Dumoulin i Chris Froome jechali wcześniej w Giro. Widziałem ich na własne oczy, znajdowali się w znakomitej formie. Wystarczy spojrzeć, jak w przedostatnim dniu poszła im czasówka – zajęli pierwsze i drugie miejsce, pojechali o 14–15 sekund lepiej od Thomasa. Obaj genialnie radzą sobie w jeździe na czas, ale nawet największy talent na świecie nie pozwoli uzyskać dobrego wyniku, jeśli jest się zmęczonym. Rozumiem, że zdaniem niektórych Team Sky powinien wcześniej zapewnić wsparcie Thomasowi, ale z punktu widzenia zespołu liderem jest Froome, a on nigdy nie zawodzi. Od 2013 roku stawał na podium każdego wielkiego touru, który udawało mu się ukończyć, a sześć z nich wygrał. Jeśli już na kogoś stawiać, to właśnie na niego.
Tour de France – nie tylko sport, o czym przeczytasz więcej w książce Anonimowy kolarz
Tamten wyścig obfitował również w różne pozasportowe wydarzenia. Podczas 12. etapu, który kończył się na legendarnym Alpe d’Huez, Vincenzo Nibali, jeden z kandydatów do końcowego triumfu, został potrącony przez nieodpowiedzialnego kibica, w efekcie czego włoska legenda kolarstwa musiała wycofać się z wyścigu. Kolejnym incydentem było uderzenie przez Gianniego Moscona, krewkiego reprezentanta Półwyspu Apenińskiego, Francuza Éliego Gesberta. Warto podkreślić, że była to recydywa, rok wcześniej bowiem obraził rasistowsko czarnoskórego Kevina Rezę. Dodatkowo fani często nie potrafili opanować emocji i nieodpowiednio dopingowali swych pupili.
Nie zapominajmy też o gazie łzawiącym. Nie wiem, co tam się działo. To było rano, na mniej więcej 25. kilometrze 16. etapu w Carcassone, zaczęliśmy spokojnie. Gdy podjechałem bliżej, zobaczyłem, że droga jest zablokowana belami siana, i nagle poczułem, jak zaczynają piec mnie oczy. Rolnicy protestowali przeciwko cięciom jakichś subwencji publicznych i najwyraźniej zaczęło się tam robić gorąco, bo policja postanowiła użyć gazu łzawiącego. Nie mam pojęcia, o czym myśleli. Wydaje mi się, że gaz łzawiący w odpowiedzi na bele siana i kilka traktorów to nawet w normalnych okolicznościach dość ostra reakcja, ale podczas największego wyścigu kolarskiego na świecie? Sytuacja była absurdalna. Geraint Thomas w żółtej koszulce i Peter Sagan w zielonej koszulce tarli oczy jak wściekli, a lekarze towarzyszący wyścigowi biegali między zawodnikami z wodą i kroplami do oczu. Wszystko to było transmitowane na cały świat. Brawo, panowie, brawo. Takie rzeczy tylko w kolarstwie. Wyobraźmy sobie Lionela Messiego, jak w meczu Ligi Mistrzów rzuca się za linię boczną w poszukiwaniu kropli do oczu. Gdy się jedzie na taki wyścig jak Tour de France, trzeba być gotowym na wszystko, ale to są już jaja.
Świat zawodowego peletonu jest niezwykle ciekawy i wielowątkowy. Przekonaj się o tym, czytając najlepsze książki o kolarstwie, w tym najnowszą pozycję autorstwa anonimowego kolarza. Dostępne są one w sportowej księgarni internetowej labotiga.pl. Naprawdę warto!
Skomentuj ten wpis Skasuj cytowanie