Życie koszykarza w latach 90. ubiegłego wieku nie należało do nudnych: nieustanna pogoń za sukcesami sportowymi, ciągłe wyjazdy czy presja ze strony kibiców i osób zarządzających klubami. Jednak tamten okres to także szczyt popularności NBA nie tylko za Atlantykiem, ale też w Europie czy Azji. Oprócz występów zawodników na koszykarskim parkiecie podziwiano również to, co robili oni poza parkietem, w klubach czy kasynach. Niektórzy wykorzystywali swój status gwiazdy do zawierania znajomości z gwiazdami popkultury. Z okazji korzystał też najbardziej szalony gracz tamtej epoki – Dennis Rodman.
Były zawodnik Detroit Pistons, San Antonio Spurs, a przede wszystkim Chicago Bulls słynął z kontrowersji, na które składały się również związki z gwiazdami estrady końcówki XX wieku. Do takich można z pewnością zaliczyć Madonnę i Carmen Electrę.
Co ciekawe, to Madonna zrobiła przysłowiowy pierwszy krok w znajomości z Dennisem. Podszedł on do tego nieco septycznie, nie podobała mu się bowiem tworzona przez gwiazdę pop muzyka. Potem okazało się, że według Rodmana Madonna reprezentuje jest całkiem inteligentna. Z perspektywy czasu zaskakuje, że według relacji koszykarza to on był ważniejszy i bardziej przyciągał uwagę tłumu. Podobnie jak całe życie Rodmana związek ten obfitował w absolutnie nieprzewidywalne historie, jak choćby ta:
Ten pierwszy rok ze Spurs w ogóle był niezły, miałem wtedy okazję zaznać krajowej – gdzie tam krajowej – światowej sławy, bo przez sześć miesięcy byłem z Madonną. Jeśli wczytacie się w doniesienia mediów, to pomyślicie, że chodziło tam przede wszystkim o Madonnę – byłem rzekomo jej nową zabawką. Ale było w tym coś znacznie poważniejszego. Madonna chciała mieć ze mną dzieci.
Wyglądało to tak: Któregoś razu jestem w Las Vegas, świetnie się bawię w kasynie, nagle odbieram telefon z Nowego Jorku i jest to jeden z telefonów w stylu: „O Jezu! Ktoś umarł!”. To Madonna, krzyczy do słuchawki: „Mam owulację! Mam owulację! Rusz tyłek i natychmiast przyjeżdżaj!”.
Zostawiam żetony na stole, wsiadam w samolot do Nowego Jorku, lot trwa pięć godzin, robię, co trzeba. Kończymy, a ona staje na głowie, żeby wszystko ładnie spłynęło, typowe zachowanie laski, która próbuje zajść w ciążę. Lecę z powrotem do Vegas i wracam do gry w momencie, w którym ją przerwałem.
Niezłe, kurwa, szaleństwo.
O ile znajomość Dennisa z Madonną nie zakończyła się małżeństwem, o tyle taki skutek przyniósł jego związek z Carmen Electrą. Miłość jego życia – tak mówi o niej sam koszykarz. Poznali się w 1998 roku w Los Angeles i nie była to miłość od pierwszego wejrzenia – połączyło ich bardzo silne pożądanie. Rodman nie miał w zwyczaju doceniać osobowości kobiet, z którymi nawiązuje kontakty, ale w przypadku Carmen był dużo bardziej zdeterminowany, aby utrzymać ją przy sobie. Oboje spełniali swe najskrytsze pragnienia i pożądanie przerodziło się w miłość…
Rodman od zawsze był zdania, że jego potencjalna żona musi przed wstąpieniem w związek małżeński podpisać intercyzę. Jednak w obliczu ślubu z Electrą zaślepiony koszykarz zrezygnował z tego rozwiązania. Kulisy tego wydarzenia, jak przystało na Dennisa, są totalnie zwariowane:
Las Vegas, 14 listopada 1998. Piąta rano, gram w blackjacka z Thaerem Mustafą w kasynie Hard Rock. Całą noc jesteśmy na nogach, już ledwo żyję. Carmen dawno śpi. „Idź po Carmen. Chcę z nią pogadać”, powiedziałem nagle do Thaera.
Ale Thaer wiedział, że to nie jest dobry pomysł. Obudzić Carmen, to jakby otworzyć gniazdo szerszeni – dostanie szału i zacznie wrzeszczeć. Tylko pożar byłby w stanie wygonić ją z łóżka. „Pojebało cię? Nie ma mowy”, odpowiedział Thaer.
[…]
Jakąś godzinę później szeryf Fife i Carmen pojawili się na dole, Thaer nie mógł w to uwierzyć. Sam makijaż Carmen trwał zazwyczaj dłużej, a tu proszę. Thaer zapytał, jak Fife to zrobił. Wzruszyłem ramionami: „Powiedziałem mu, żeby jej powiedział: »Wstawaj. Dennis chce się żenić«”. Thaer był w szoku. Przez chwilę nawet się cieszył i mi gratulował. Ale potem zaczął się martwić: „Jesteś nawalony, ja jestem nawalony. Jak ty chcesz brać ślub w takim stanie?”. Ale ja byłem pewny swojej decyzji: „Pierdolić to. Kocham ją. Chcę się z nią ożenić”.
[…]
Obudziliśmy pastora, zdecydowaliśmy się na najtańszy pakiet ślubny za sto osiemdziesiąt pięć dolarów, a Barney Fife wziął się do roboty. Przeszukał pastora, po czym zaczął się rozglądać za kamerami i mikrofonami. Zaglądał za obrazy, świecił latarką do wentylatorów, czołgał się po podłodze, zaglądał pod ławki. Thaer i Carmen robili sobie z niego jaja. W końcu powiedziałem: „Dobra, stary. Już starczy. Załatwmy to”.
Staliśmy przy ołtarzu, Carmen ubrana „w ciemny żakiet i czarną skórzaną kurtkę” i ja „w czapeczce bejsbolowej i koszuli khaki”, tak przynajmniej pisał potem „New York Post”. Pastor zapytał, czy mamy pierścionek.
[…]
W końcu miałem dość. „Słuchaj, stary. Kończ to pierdolenie, bo zaraz się rozmyślę”, powiedziałem. Thaer nie wytrzymał, zaczął się tarzać ze śmiechu. A Carmen? Większość kobiet powiedziałaby: „Co takiego?” i dostałaby szału. A Carmen nawet nie mrugnęła. Spojrzała tylko na mnie i się uśmiechnęła. Pastor był w szoku. Odwróciłem się do Thaera, żeby się uspokoić. Po chwili i ja zacząłem się śmiać.
Jakimś cudem dokończyliśmy ceremonię. Pytanie brzmiało: co dalej? Zaproponowałem, żebyśmy poszli do klubu ze striptizem, ale Carmen stwierdziła, że musi wracać do Los Angeles. Chodziło chyba o zdjęcia do serialu Hyperion Bay. Odwiozłem ją na lotnisko i spędziłem swoją noc poślubną, czy raczej poślubny poranek, imprezując z Thaerem i Barneyem Fife’em.
I to był tak naprawdę gwóźdź do trumny związku Carmen Electry i Dennisa Rodmana. Ale dlaczego tak się stało i jakie były tajemnice innych znajomości koszykarza z kobietami dowiecie się, czytając książkę "Powinienem być już martwy", wydaną w ramach serii SQN Originals i dostępną TYLKO na labotiga.pl. Więcej informacji TUTAJ >>
Skomentuj ten wpis Skasuj cytowanie