28 listopada 2015 roku Tyson Fury spełnił marzenie nie tylko swoje, ale każdego boksera wagi ciężkiej na świecie. Po wyczerpującej walce zasłużenie pokonał Władimira Kliczkę, dzięki czemu odebrał ukraińskiemu gigantowi tytuły mistrzowskie czterech najważniejszych federacji: WBA, WBO, IBF i IBO. Miał świat u swoich stóp. Pomimo brudnych gierek kolejnych instytucji, a także samego sztabu Kliczki, który unikał angielskiego olbrzyma, Król Cyganów wspiął się na Mount Everest światowego boksu. A po zgaśnięciu reflektorów czuł się pusty jak nigdy wcześniej.
Przez dwa lata obrastał w tłuszcz, zalewając burgery alkoholem, próbując poradzić sobie z bólem kokainą, a w momencie kryzysowym jedynie myśl o dzieciach nakazała mu wcisnąć hamulec, gdy w rozpędzonym samochodzie zamierzał odebrać sobie życie. Kiedy wreszcie zobaczył na imprezie halloweenowej przyjaciela, w jak żałosnym stanie się znajduje, zrozumiał, jak długo trwał jego upadek. I jaką skalę osiągnął. Zadzwonił do trenera, Bena Davidsona, by rozpocząć mozolną walkę o powrót na sportowy szczyt i, co ważniejsze, psychiczny spokój.
Nie chcieli w niego wierzyć. Naśmiewali się, że wygląda jak wieloryb, że ktoś taki nie będzie w stanie wrócić do wyczynowego sportu. Fury, urodzony showman, przyjął rękawicę. W ciągu roku schudł 60 kilogramów, a 1 grudnia 2018 roku odniósł „zwycięski” remis przeciwko niesamowitemu Doentayowi Wilderowi. Choć Amerykanin unikał rewanżu, w końcu musiał podjąć drugie wyzwanie Króla Cyganów. I przegrał, po raz pierwszy w karierze, przez techniczny nokaut, oddając swemu rywalowi tytuł mistrza świata federacji WBC.
To wszystko jest o tyle ciekawe, że autobiografia Fury’ego kończy się jeszcze przed wspomnianym rewanżem. W jej epilogu angielski pięściarz mówi wprost, że boks stał się dla niego jedynie dodatkiem do życia, którego główną oś stanowi rodzina i przyjaciele. Choć tak, jak ten komu zawdzięcza swoje imię dobił dna i szukał ratunku w używkach, Fury’ego od Żelaznego Mike’a w jego wieku różni wiele. To showman, ale nie mający presji na bycie celebrytą. To multimilioner, któremu jednak zależy na zapewnieniu bytu rodzinie i działaniu przeciwko depresji i pladze bezdomności, a nie szkoleniu tygrysów pomiędzy jednym, a drugim numerkiem z kolejną supermodelką. Dziś wiemy, że obaj Tysonowie osiągnęli psychiczny spokój. Fury może się cieszyć, że jemu udało się to znacznie szybciej.
Tekst przygotował: Paweł Paczocha
Tekst powstał na podstawie książki sportowej o boksie "Tyson Fury. Bez maski", która dostępna jest na www.labotiga.pl. Pełna oferta dostępna TUTAJ.
Skomentuj ten wpis Skasuj cytowanie