Kto by pomyślał, że najbardziej rasistowski klub piłkarski jest w Izraelu? Kto by pomyślał, że Baskowie z Bilbao mogą wybić się na niepodległość w hiszpańskiej lidze? W Belfaście w Irlandii Północnej bomby już nie wybuchają na ulicach, ale czasem pójść na sąsiednią ulicę to jak podpalić lont, a pójść na stadion to jak pokazać, z której ulicy się jest.
W Sarajewie nawet w rozmowach z piłkarzami słychać w tle świszczące kule snajperów, bo piłkarskie gwiazdy, zanim zabłysnęły w reprezentacji, musiały najpierw przeżyć. W Tyraspolu szeryf jest tylko jeden i rządzi nie tylko piłkarskim światem, ale całą drużyną zwykłych ludzi, żyjących za jednostronną granicą. Kosowo z kolei ze swoją drużyną narodową jest jak uczący się chodzić bobas, który chce cieszyć się każdym kolejnym krokiem i pokazać wszystkim, jak dobrze mu idzie.
Bilbao, Tyraspol, Jerozolima, także Irlandia Północna, Kosowo oraz Bośnia i Hercegowina – wszędzie tam aż kipi od tematów które są tabu i od przeszłości, która boli. Każde z tych miejsc to jakaś tajemnica. Każde z tych miejsc to albo krew, albo pot, albo łzy, albo wszystko razem. Tam problemów nie da się zamieść pod dywan, tam wystarczy mecz, żeby zobaczyć je jak na dłoni.
Skomentuj ten wpis Skasuj cytowanie