Polacy, choć zdominowani przez rywali, prowadzą po bramce Arkadiusza Milika. Prowadzą nie z byle kim, ale z mistrzami świata, którzy kilka miesięcy wcześniej ograli Brazylię na jej terenie w stosunku 7:1. Nagle do Sebastiana Mili podchodzi Bogdan Zając, każe mu przygotować się do wejścia na boisko. Ostatnie wskazówki i dochodzi do zmiany. Szybko dostaje piłkę od kolegów, by oswoił się z boiskiem. Ma rozgrywać, a więc uspokajać lub przyspieszać akcję. Wszystko wydaje się być pod kontrolą, aż tu nagle Podolski z całych sił uderza, ale na nasze szczęście ratuje nas poprzeczka. Wreszcie, w ostatnich minutach Kroos po raz pierwszy odpuścił Milę. Waldemar Sobota ucieka skrzydłem i robi miejsce, a ówczesny gracz Śląska Wrocław ma wolną lewą stronę. I uderza. Obok Manuela Neuera. 2:0. Pierwszy raz w historii wygrywamy z Niemcami.
Te obrazy ma przed oczami każdy polski kibic. Drużyna Nawałki była do tego starcia mocno kwestionowana. Selekcjoner sprawdzał dziesiątki graczy, z zewnątrz wyglądało to, jakby brakowało mu koncepcji. Tymczasem Adam Nawałka wiedział, co robi. Wyciągnął z kapelusza niejednego, jak się okazało, kluczowego, gracza. W tym Sebastiana Milę, rozgrywającego dobry sezon w Śląsku Wrocław. Sam zawodnik ma świadomość, że mimo wysokiej formy, prawdopodobnie żaden inny selekcjoner nie dałby mu kolejnej szansy – w końcu miał już wówczas 32 lata, a jego kariera reprezentacyjna była rwana, nieregularna. Dostawał wprawdzie szansę od kolejnych selekcjonerów, ale nie potrafił zagrzać miejsca wśród biało-czerwonych na dłużej.
Los pisze niesamowite scenariusze, skoro zwykły chłopak z Koszalina zdołał spełnić swoje marzenia i zapisał się złotymi zgłoskami w historii sportu narodowego, choć, oczywiście, nie jest to jedyne osiągnięcie w karierze Sebastiana Mili. Zdobył tę wspaniałą bramkę z rzutu wolnego przeciwko Manchesterowi City, a także kapitanował mistrzowskiemu Śląskowi. Dla wrocławian był to pierwszy ligowy tytuł od 35 lat!
Być może był w stanie osiągnąć więcej; na pewno żałuje, że do tytułu nie poprowadził ukochanej Lechii, sporym ciosem musiał być też brak powołania na Euro 2016. Dla mnie jednak historia Sebastiana Mili pokazuje, że ktoś odstający od stereotypowego wizerunku piłkarza-macho czy piłkarza-twardziela, może nie tylko stać się ważnym trybikiem w zespole o dużych aspiracjach, ale też być ich przywódcą, kapitanem. Kimś, kto ma realny wpływ na jej funkcjonowanie.
A przy tym pozostaje niesamowicie sympatycznym facetem – sto lat dla eksperta TVP Sport, Sebastiana Mili!
Post przygotował: Paweł Paczocha
Przeczytaj więcej o piłkarzu w książce sportowej "Sebastian Mila. Autobiografia".
Skomentuj ten wpis Skasuj cytowanie